Czy niewiarygodne gadżety z Mission Impossible naprawdę istnieją?
Jaki jest najmniej realistyczny gadżet z filmów Mission Impossible? Taki, który bazuje na nieosiągalnej przy aktualnym stanie wiedzy technologii? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Nie ma takiego urządzenia. Owszem, w filmach pojawia się sprzęt, którego nie jesteśmy jeszcze w stanie skonstruować. Ale za kilka lat nawet najbardziej niewiarygodne gadżety mogą zostać skonstruowane. Wszystkie bazują bowiem na rozwiązaniach, które dobrze znamy w teorii, nawet jeśli nie nauczyliśmy się jeszcze stosować ich w praktyce. W Misji Niemożliwej nie ma rzeczy niemożliwych. Są tylko mało prawdopodobne. A która z nich jest właśnie najmniej prawdopodobna?
Na pewno nie tworzone w drukarce 3D maski, które całkowicie zmieniają wygląd. Ten "znak firmowy" Mission Impossible, wprowadzony ponad pół wieku temu w oryginalnym serialu telewizyjnym, wtedy rzeczywiście był poza zasięgiem nawet najlepszych szpiegów. A dziś? Dziś sprawy mają się zupełnie inaczej. Tego typu przebranie, zwłaszcza wsparte odpowiednią charakteryzacją, jest wykonalne. I to prawie dla każdego. Dowodem na to jest choćby przypadek pewnego obywatela Hong Kongu, któremu dzięki realistycznej lateksowej masce udało się oszukać służby bezpieczeństwa na lotnisku i dostać się na samolot do Kanady. Sprytny delikwent w końcu wpadł, ale nie dlatego, że zawiodła maska. Personel obsługujący lot po prostu zauważył, że choć wygląda jak starsza osoba, to dłonie ma młode. Gdyby do maski dodał lateksowe rękawiczki, nikt by się nie zorientował.
Jeszcze nie teraz
W Mission Impossible pojawia się sporo urządzeń, których faktycznie nie jesteśmy jeszcze w stanie skonstruować. Jednym z nich jest na przykład tajemniczy generator wibracji, dzięki któremu Ethan Hunt i jego ekipa wybijają dziurę w betonowej ścianie bunkra na Kremlu w Mission Impossible: Ghost Protocol. Takie urządzenie nie istnieje. Ale może powstać w przyszłości. Inżynierowie od dawna badają temat wykorzystania emisji ultradźwiękowych do kruszenia skał. W medycynie od lat używa się ich zresztą do rozbijania kamieni nerkowych. I trwają prace nad większymi urządzeniami, takimi, które można wykorzystywać np. w przemyśle górniczym.
A pomarańczowa piana, której w Mission Impossible III terroryści użyli do rozbicia ściany pancernej furgonetki? To przecież już czyste science fiction, prawda? Cóż, trochę tak. A trochę nie. Amerykańskie wojskowe laboratoria badawcze stworzyły bowiem specjalną mieszankę indu, galu oraz cyny, która w zaskakująco szybkim czasie sprawia, że hartowana stal robi się bardzo krucha. Proces wymaga temperatury powyżej 100 st. I mimo wszystko nie osłabia stali aż tak bardzo, by dało się ją robić uderzeniem młotka, ale trwa zaledwie kilka minut. Można więc powiedzieć, że taka piana jak w filmie faktycznie nie istnieje, ale mamy całkiem solidne podstawy, by ją niedługo wytworzyć. Podobnie jest z innymi gadżetami.
Czy jest możliwe, że narzędzia szpiegów z Mission Impossible są źródłem inspiracji dla naukowców i inżynierów? Niewykluczone.
Już na wyciągnięcie ręki
Magnetyczny strój, w którym grany przez Jeremy’ego Rennera Brandt lewituje przewodach wentylacyjnych w Mission Impossible: Ghost Protocol, też wydaje się nie do końca realny. Ale tylko się wydaje. Co prawda nic nie wiemy o istnieniu takiego ubrania dla człowieka, ale mamy już działający "antygrawitacyjny" strój dla… myszy. I to od dawna. Już w 2009 r. naukowcy NASA z powodzeniem przetestowali, na myszach właśnie, specjalną uprząż, która pozwalała gryzoniom unosić się w nieważkości w środku cewki magnetycznej. To oczywiście nie to samo co lewitujący Jeremy Renner, ale wystarczająco blisko, by zawiesić niewiarę kinomanów.
Podobnie jest w przypadku niesamowitych rękawic, w których Tom Cruise wspinał się po ścianach niebotycznego Burdż Chalifa w Mission Impossible: Ghost Protocol. W 2011 r., gdy film debiutował w kinach, rzeczywiście taki gadżet nie istniał. Jednak już kilka lat później na uniwersytecie Stanford przeprowadzono udany eksperyment z właśnie takimi rękawicami, które umożliwiają chwytanie się gładkich powierzchni z tworzywa sztucznego i szkła. Obecnie kilka firm pracuje nad podobną technologią, głównie bazującą na wykorzystaniu elektryczności statycznej.
A ekran maskujący, który w tym samym filmie Ethan i Benji wykorzystują, żeby włamać się do archiwum Kremla? Dziś to już żadna nowość. Już w rok po premierze Ghost Protocol producenci brytyjskiego programu Top Gear wykorzystali podobną technologię do stworzenia "niewidzialnej furgonetki". Od lat trwają również intensywne badania prowadzone przez gigantów przemysłu zbrojeniowego, które mają na celu stworzenie już nie tylko takiego prostego ekranu, ale całego stroju maskującego. Dzięki setkom kamer i elastycznym ekranom ma on pozwolić na ukrywanie się nawet w ruchu.
W zasadzie już to mamy
Niektóre gadżety z Mission Impossible to technologia, którą już posiadamy. Może jeszcze nie jest w masowej produkcji, ale jak najbardziej istnieje, i to nie tylko w fazie prototypu. Tutaj dobrym przykładem są soczewki kontaktowe, których agenci IMF (i nie tylko) używają do robienia zdjęć, strumieniowania wideo i uruchamiania programu rozpoznawania twarzy. Ten ostatni zresztą to też żadna nowość i jest wykorzystywany na masową skalę chociażby w Chinach do monitorowania społeczeństwa. Same zaś soczewki z rozszerzoną rzeczywistością oraz układami komunikacyjnymi też już istnieją. W połowie 2022 r. firma Mojo Vision zademonstrowała właśnie takie soczewki, chwaląc się, że udało się w nich osiągnąć rozdzielczość 14 tys. pikseli na cal dzięki diodom MikroLED. Najlepsze ekrany w smartfonach nie mają nawet pół tysiąca pikseli na cal.
Od dawna mamy też materiały wybuchowe, które eksplodują dopiero po wymieszaniu składników. To tak zwane materiały binarne lub dwuskładnikowe i są szeroko stosowane w przemyśle, głównie dzięki temu, że są bardziej bezpieczne i stabilne od klasycznych środków wybuchowych. Co prawda nie są znane przypadki ich zastosowania w gumie do żucia, jak w pierwszej części Mission Impossible z 1996 r., ale… guma do żucia jak najbardziej może eksplodować. Przekonał się o tym pewien nieszczęsny student z Ukrainy, który zanurzył ją w nieznanej substancji chemicznej, a potem włożył ją do ust. Wybuchu, który nastąpił, niestety nie przeżył.
Nie są też niczym nowym także kultowe dla fanów Mission Impossible wiadomości, dokonujące autodestrukcji po pięciu sekundach. W wywiadzie oraz transporcie najbardziej wrażliwych dokumentów dyplomatycznych bardzo podobne metody, takie jak ekstremalnie łatwopalny papier na przykład, stosuje się już od czasów zimnej wojny. W ostatnich latach na zlecenie amerykańskiej armii powstały również samoniszczące układy elektroniczne. Potrafią się rozpaść w proch po otrzymaniu sygnału radiowego. Albo najzwyczajniej w świecie rozpuszczają się, i to nie tylko w wodzie, ale również pod działaniem wyższej wilgotności powietrza.
Mission Possible
Jakie gadżety pojawią się w rękach agentów IMF i ich wrogów w Mission Impossible: Dead Reckoning – PART ONE? Tego jeszcze nie wiemy, ale przekonamy się 14 lipca, gdy najnowsza część przebojowego cyklu zadebiutuje w kinach. Możemy być jednak pewni, że nawet najbardziej fantastyczna technologia, którą wtedy zobaczymy na ekranie, nie jest aż tak niewiarygodna i niedostępna, jak się wydaje. Może już istnieje nawet. A może kino wyprzedzi rzeczywistość zaledwie o kilka lat.
Czy jest zatem możliwe, że narzędzia szpiegów z Mission Impossible są źródłem inspiracji dla naukowców i inżynierów? Niewykluczone. Wiemy zaś na 100 proc., że są natchnieniem dla… złodziei. Kilka lat temu bowiem grupa amerykańskich włamywaczy wykorzystała do ominięcia systemu alarmowego opartego na płytach naciskowych w podłodze dokładnie taką samą uprząż i linki jak Tom Cruise w pierwszej części Mission Impossible. Zrabowali z dużego sklepu sieciowego elektronikę i komputery warte 26 tys. dolarów. Nie wiadomo niestety, czy w trakcie słuchali klasycznego tematu muzycznego z filmów.
Ten artykuł nie ulegnie samozniszczeniu za pięć sekund. Ale kto wie, co będzie możliwe w przyszłości.